Olivia ziewnęła już trzeci raz. Atmosfera przy stole, jak zawsze była ponura. Rodzina Clemansów, nie znała definicji słowa "dowcip". Byli równie denni, jak kot sąsiadki, którego przejechał samochód rok temu. Prawdopodobnie dlatego, brylowanie w towarzystwie nie wychodziło im najlepiej. Snooki nie miała żadnej przyjaciółki, z którą mogłaby wyjść po pracy, na cotygodniowy trening jogi. Była typem samotnika, który miał swoje zdanie i nigdy go nie zmieniał. Wielka wada - uparci ludzie, są spostrzegani przez społeczeństwo jako niemili. Przy stole siedziało pięcioro ludzi - Can, Colin, Tim, Snooki i Olivia, która chciała wzbudzić litość matki, aby ta pozwoliła jej pójść na górę. Nastolatka nie lubiła rodzinnych zjazdów w środku tygodnia. Zawsze psuły jej zaplanowany czas. Mogła o to obwiniać Colina, chłopaka siostry, który chciał podlizać się familii . Ha, mimo to i tak nikt go nie lubił. Młodzieniec nie był nic winien, ale jak to mawiała babcia "W przyszłości Can, dostanie od niego pierścionek zaręczynowy, wykonany z zatyczki do zlewu". Colin był hydraulikiem. Wszyscy twierdzili, że za marne grosze które zarabia, nie będzie w stanie utrzymać ich najstarszej córy.
- Emm, chyba musimy już jechać - rzekła Cannell, odkładając na stół porcelanową filiżankę. Machinalnie spojrzała na twarz matki, po czym wypuściła powietrze z płuc. Jej blond włosy, układały się w jabłuszko.
Wszyscy porwali się na równe nogi i wymienili całusami na pożegnanie. Gdy w kuchni została Olivia z Snooki, obie zaczęły sprzątać z stołu.
- Zostaw. Dam sobie radę sama. Miałaś ciężki dzień, więc powinnaś pójść odpocząć...
- Na pewno? - spytała nastolatka, odkładając ściereczkę. Matka odpowiedziała jej kiwnięciem głowy.
Następny poranek był chłodny. Za oknem unosiła się gęsta mgła, która nie zwiastowała dobrej pogody. Olivia siedziała w klasie, słuchając powtórki o Napoleonie Bonaparte. Profesor Avslappning, nigdy nie przynudzał, lecz dzisiaj miał wyjątkowy dzień. Na język, przychodziły mu ciągle te same słowa, które zamieniały się w bezsensowną paplaninę. Shantel, "koleżanka" ze szkolnej ławki Natha, usiadła obok Liv. Dziewczyny nigdy za sobą nie przepadały, być może dlatego, że musiały się nim dzielić. W głębi duszy, każda chciała zachować go wyłącznie dla siebie.
- Co się dzieje z Nathanielem? Obiecał mi podwójną randkę z Allenem i Veronicą. Jeśli chce się wymigać, to nie ma mowy! Już ich o wszystkim poinformowałam - stwierdziła beznamiętnie, zmieniając ton głosu. Posiadała długie, karmelowe włosy w stylu Beyonce, opadające ku twarzy w kształcie serca. Była chuda. Nie można było jej nazwać szczupłą, ponieważ miała więcej kilogramów niedowagi niż dziesięć.
- Nie rozmawiałam z nim od zakończenia roku - skłamała z zaciśniętymi zębami. Była na nią wściekła. Przygryzła dolną wargę, aby powstrzymać się od rzucenia w nią, nieprzyzwoitych obelg.
'Głupia, wredna dziewczynka interesująca się tylko sobą'- pomyślała i wróciła wzrokiem do pulchnej sylwetki nauczyciela. Po przerwie spędzonej z Arielle i Fancy, Liv miała mieć język angielski. Z pięciominutowym opóźnieniem, wbiegła do klasy. Poczuła na sobie wzrok całej rzeszy uczniów i nauczyciela... Nowego nauczyciela. Nie było jej nic wiadomo o odejściu pani Nort, dlatego poczuła niepokój i zdziwienie.
- Ja... Emm.. - zaczęła wydobywać z siebie słowa - Ja bardzo przepraszam.
- Wytłumaczysz się po lekcji! Siadaj. - szorstkie wyrazy mężczyzny, uderzyły w nią jak bat.
Znów nie mogła się skupić.
W jej świecie pojawiał się tylko Nathaniel, szpital, Nathaniel, kroplówki, Nathaniel, choroba...
Sama była pod ogromnym wrażeniem, że tak bardzo jej na nim zależało.
- Panno Clemans! - jakiś głos wyrwał ją z zadumy.
O kurczę!
Wszyscy na nią patrzyli, a ona nie wiedziała dlaczego. Co ją ominęło?
- Proszę powtórzyć pytanie!
Zamarła.
To ten typ zadał jakieś pytanie? Nic jej o tym nie było wiadomo. Rozejrzała się na boki z otwartymi ustami.
Olivier, który siedział w czwartej ławce, starał się jej coś podpowiedzieć.
"Zaraz, zaraz! Co on tam papla pod nosem?" - wyostrzyła wzrok i skierowała uwagę na usta.
"Którą ręką mieszasz herbatę?" a może... "Kim był Żwirek dla Muchomorka?".
- Czekamy panno Clemans!
Zadzwonił dzwonek! Liv podskoczyła na krześle i zaczęła zwijać swoje rzeczy.
- Zapraszam do siebie!
Pierwszy dzień w nowej pracy, a gostek już zaczyna wyłaniać z tłumu ulubieńców. Fantastycznie.
Powolnym krokiem nastolatka podeszła do biurka. Głowę miała spuszczoną, a ręcę schowane za plecami.
- Czy istnieje jakieś sensowne wyjaśnienie, twojego zachowania? - spytał wstając z krzesła. Włosy miał czarne, choć nie do końca. Tu i ówdzie wystawały siwe kosmyki. Liczył maksymalnie pięćdziesiąt wiosen.
- Mam rozumieć, że odebrało ci mowę? A może od razu, lepiej zatelefonować do twojej matki?
- Przepraszam.
Zatkało go. Facet myślał, że jeszcze trochę uda mu się, pograć "złego gościa". Z zaciekawieniem obtarł swoje usta kciukiem. Przecież nie może dać szesnastolatce, podważyć swojego autorytetu.
- Dobrze. - urwał - Ale, żeby taka sytuacja więcej razy się nie powtórzyła, pomożesz mi dzisiaj w bibliotece. Po siódmej lekcji. Możesz iść. - machnął porozumiewawczo rękę i zaczął grzebać w swoich papierach.
"Fatalnie. Mama mnie zabije - dostanę szlaban i nie zobaczę Natha" - nastolatka znów zaczęła odkrywać, najciemniejsze zakamarki swojego umysłu.
Biblioteka była najsympatyczniejszym pomieszczeniem w całej szkole. Kawowe ściany w połączeniu z bukowymi półkami, nadawały jej dopasowany wygląd. Siedem przedziałów, dwie stare gabloty z materiałami nauczycieli, oraz stanowisko dla bibliotekarki. Tak, to zdecydowanie najlepsze miejsce na terenie placówki. Olivia rzuciła plecak pod ścianę i zaczęła szukać "pana od angielskiego - najgorszego nauczyciela w historii". Przeszła przez dział psychologiczny, aż do fantastyki. Dotykała palcami półek, tak jak robili to profesjonaliści. Jarzeniówka mignęła parę razy, lecz w końcu udało jej się, osiągnąć ostateczny cel. Pedagog stał przy dziale z literaturą szkolną. W ręku trzymał Hamleta.
- Dzień dobry. Przyszłam jak pan kazał.
Przeniósł wzrok na dziewczynę.
- Świetnie.
Nie powiedział nic więcej.
Po ułożeniu książek i segregatorów, Liv była już cała obolała. Ciągle chodziła z magazynu, dźwigając po sześć encyklopedii lub słowników. W trakcie pracy, nie zamieniła słowa z wychowawcą. Ciekawiło ją jak się nazywał, dlaczego uczył za panią Nort i na jak długo zostanie. Wiedziała, że to nieprzyzwoite rzucić w niego stertą pytań, dlatego się powstrzymała.
- Odpocznijmy... - oznajmił, opadając na krzesło.
Olivia zajęła miejsce naprzeciw niego i zasłoniła usta ręką.
- Dobrze się uczysz?
A to nowość. Jednak umie mówić i zadawać inne interpelacje, niż "Dlaczego jesteś niegrzeczna?".
- Nie bardzo. W tamtym roku, miałam średnią powyżej cztery zero. Niestety moja forma spadła.
- Mieszkasz z obojgiem rodziców?
"Pff, a co to za pytanie? Książkę pan pisze, czy co?" - pomyślała z niezręczną miną.
- Tato zginął w wypadku, zaraz po moich narodzinach. - opuściła głowę, by zasłonić szklanki w oczach - Nigdy go nie widziałam, i on mnie też...
- Nie prawda!
- Co pan powiedział? - zaciekawiona jego słowami, spojrzała mu w oczy.
- Miałem na myśli, że na pewno czuwa nad tobą. - odwrócił się, a na jego twarzy stanęło zakłopotanie - I cię obserwuje.
- Jak pan się właściwie nazywa? - chciała jak najszybciej zmienić temat, więc zadała pytanie ze swojej listy.
- Tamer Monasterio.
- (Nie)dobrze było pana poznać - powiedziała sięgając po swoją torbę. Opuściła pomieszczenie bez pytania, ale skoro siedzieli i nic nie robili, a on jej nie zatrzymywał, to chyba mogła iść? Była godzina 15:23, co oznaczało, że miała siedem minut na stawienie się w domu.
Po zjedzeniu obiadu i wytłumaczeniu się mamie, Olivia wykręciła numer Natha. Już nie mogła się doczekać, żeby usłyszeć jego opanowany głos. Po czterech sygnałach, rozległo się:
- Hej nieznajoma!
- Wiem, obiecywałam ci że przyjdę! Przepraszam, naprawdę! Zatrzymał mnie nowy, wścibski nauczyciel, któremu pierwszego dnia zaszłam za skórę.
- Nie ma mnie parę dni, a ty już szalejesz. Hola, hola maleńka!
Uśmiechnęła się do słuchawki, słysząc jego słowa. Zawsze nazywał ją żartobliwie "maleńka", chociaż wiedział, że tego nie lubiła.
- Pytała się o ciebie twoja dziewczyna.
- Która? Bo wiesz, mam dużo dziewczyn: Samara, Vivian, Jessica, Sarah... - zaczął wymieniać pół szkoły.
W ubiegłych latach, był z niego niezły casanova. Jak wiadomo, dobre czasy się skończyły i nadeszła szara rzeczywistość.
- Shantel. - wycedziła niezadowolonym tonem.
- To ona jeszcze istnieje?! - zbulwersował się chłopak, podwyższając ton głosu.
- Najwyraźniej... Najwyraźniej...
- Emm, chyba musimy już jechać - rzekła Cannell, odkładając na stół porcelanową filiżankę. Machinalnie spojrzała na twarz matki, po czym wypuściła powietrze z płuc. Jej blond włosy, układały się w jabłuszko.
Wszyscy porwali się na równe nogi i wymienili całusami na pożegnanie. Gdy w kuchni została Olivia z Snooki, obie zaczęły sprzątać z stołu.
- Zostaw. Dam sobie radę sama. Miałaś ciężki dzień, więc powinnaś pójść odpocząć...
- Na pewno? - spytała nastolatka, odkładając ściereczkę. Matka odpowiedziała jej kiwnięciem głowy.
Następny poranek był chłodny. Za oknem unosiła się gęsta mgła, która nie zwiastowała dobrej pogody. Olivia siedziała w klasie, słuchając powtórki o Napoleonie Bonaparte. Profesor Avslappning, nigdy nie przynudzał, lecz dzisiaj miał wyjątkowy dzień. Na język, przychodziły mu ciągle te same słowa, które zamieniały się w bezsensowną paplaninę. Shantel, "koleżanka" ze szkolnej ławki Natha, usiadła obok Liv. Dziewczyny nigdy za sobą nie przepadały, być może dlatego, że musiały się nim dzielić. W głębi duszy, każda chciała zachować go wyłącznie dla siebie.
- Co się dzieje z Nathanielem? Obiecał mi podwójną randkę z Allenem i Veronicą. Jeśli chce się wymigać, to nie ma mowy! Już ich o wszystkim poinformowałam - stwierdziła beznamiętnie, zmieniając ton głosu. Posiadała długie, karmelowe włosy w stylu Beyonce, opadające ku twarzy w kształcie serca. Była chuda. Nie można było jej nazwać szczupłą, ponieważ miała więcej kilogramów niedowagi niż dziesięć.
- Nie rozmawiałam z nim od zakończenia roku - skłamała z zaciśniętymi zębami. Była na nią wściekła. Przygryzła dolną wargę, aby powstrzymać się od rzucenia w nią, nieprzyzwoitych obelg.
'Głupia, wredna dziewczynka interesująca się tylko sobą'- pomyślała i wróciła wzrokiem do pulchnej sylwetki nauczyciela. Po przerwie spędzonej z Arielle i Fancy, Liv miała mieć język angielski. Z pięciominutowym opóźnieniem, wbiegła do klasy. Poczuła na sobie wzrok całej rzeszy uczniów i nauczyciela... Nowego nauczyciela. Nie było jej nic wiadomo o odejściu pani Nort, dlatego poczuła niepokój i zdziwienie.
- Ja... Emm.. - zaczęła wydobywać z siebie słowa - Ja bardzo przepraszam.
- Wytłumaczysz się po lekcji! Siadaj. - szorstkie wyrazy mężczyzny, uderzyły w nią jak bat.
Znów nie mogła się skupić.
W jej świecie pojawiał się tylko Nathaniel, szpital, Nathaniel, kroplówki, Nathaniel, choroba...
Sama była pod ogromnym wrażeniem, że tak bardzo jej na nim zależało.
- Panno Clemans! - jakiś głos wyrwał ją z zadumy.
O kurczę!
Wszyscy na nią patrzyli, a ona nie wiedziała dlaczego. Co ją ominęło?
- Proszę powtórzyć pytanie!
Zamarła.
To ten typ zadał jakieś pytanie? Nic jej o tym nie było wiadomo. Rozejrzała się na boki z otwartymi ustami.
Olivier, który siedział w czwartej ławce, starał się jej coś podpowiedzieć.
"Zaraz, zaraz! Co on tam papla pod nosem?" - wyostrzyła wzrok i skierowała uwagę na usta.
"Którą ręką mieszasz herbatę?" a może... "Kim był Żwirek dla Muchomorka?".
- Czekamy panno Clemans!
Zadzwonił dzwonek! Liv podskoczyła na krześle i zaczęła zwijać swoje rzeczy.
- Zapraszam do siebie!
Pierwszy dzień w nowej pracy, a gostek już zaczyna wyłaniać z tłumu ulubieńców. Fantastycznie.
Powolnym krokiem nastolatka podeszła do biurka. Głowę miała spuszczoną, a ręcę schowane za plecami.
- Czy istnieje jakieś sensowne wyjaśnienie, twojego zachowania? - spytał wstając z krzesła. Włosy miał czarne, choć nie do końca. Tu i ówdzie wystawały siwe kosmyki. Liczył maksymalnie pięćdziesiąt wiosen.
- Mam rozumieć, że odebrało ci mowę? A może od razu, lepiej zatelefonować do twojej matki?
- Przepraszam.
Zatkało go. Facet myślał, że jeszcze trochę uda mu się, pograć "złego gościa". Z zaciekawieniem obtarł swoje usta kciukiem. Przecież nie może dać szesnastolatce, podważyć swojego autorytetu.
- Dobrze. - urwał - Ale, żeby taka sytuacja więcej razy się nie powtórzyła, pomożesz mi dzisiaj w bibliotece. Po siódmej lekcji. Możesz iść. - machnął porozumiewawczo rękę i zaczął grzebać w swoich papierach.
"Fatalnie. Mama mnie zabije - dostanę szlaban i nie zobaczę Natha" - nastolatka znów zaczęła odkrywać, najciemniejsze zakamarki swojego umysłu.
Biblioteka była najsympatyczniejszym pomieszczeniem w całej szkole. Kawowe ściany w połączeniu z bukowymi półkami, nadawały jej dopasowany wygląd. Siedem przedziałów, dwie stare gabloty z materiałami nauczycieli, oraz stanowisko dla bibliotekarki. Tak, to zdecydowanie najlepsze miejsce na terenie placówki. Olivia rzuciła plecak pod ścianę i zaczęła szukać "pana od angielskiego - najgorszego nauczyciela w historii". Przeszła przez dział psychologiczny, aż do fantastyki. Dotykała palcami półek, tak jak robili to profesjonaliści. Jarzeniówka mignęła parę razy, lecz w końcu udało jej się, osiągnąć ostateczny cel. Pedagog stał przy dziale z literaturą szkolną. W ręku trzymał Hamleta.
- Dzień dobry. Przyszłam jak pan kazał.
Przeniósł wzrok na dziewczynę.
- Świetnie.
Nie powiedział nic więcej.
Po ułożeniu książek i segregatorów, Liv była już cała obolała. Ciągle chodziła z magazynu, dźwigając po sześć encyklopedii lub słowników. W trakcie pracy, nie zamieniła słowa z wychowawcą. Ciekawiło ją jak się nazywał, dlaczego uczył za panią Nort i na jak długo zostanie. Wiedziała, że to nieprzyzwoite rzucić w niego stertą pytań, dlatego się powstrzymała.
- Odpocznijmy... - oznajmił, opadając na krzesło.
Olivia zajęła miejsce naprzeciw niego i zasłoniła usta ręką.
- Dobrze się uczysz?
A to nowość. Jednak umie mówić i zadawać inne interpelacje, niż "Dlaczego jesteś niegrzeczna?".
- Nie bardzo. W tamtym roku, miałam średnią powyżej cztery zero. Niestety moja forma spadła.
- Mieszkasz z obojgiem rodziców?
"Pff, a co to za pytanie? Książkę pan pisze, czy co?" - pomyślała z niezręczną miną.
- Tato zginął w wypadku, zaraz po moich narodzinach. - opuściła głowę, by zasłonić szklanki w oczach - Nigdy go nie widziałam, i on mnie też...
- Nie prawda!
- Co pan powiedział? - zaciekawiona jego słowami, spojrzała mu w oczy.
- Miałem na myśli, że na pewno czuwa nad tobą. - odwrócił się, a na jego twarzy stanęło zakłopotanie - I cię obserwuje.
- Jak pan się właściwie nazywa? - chciała jak najszybciej zmienić temat, więc zadała pytanie ze swojej listy.
- Tamer Monasterio.
- (Nie)dobrze było pana poznać - powiedziała sięgając po swoją torbę. Opuściła pomieszczenie bez pytania, ale skoro siedzieli i nic nie robili, a on jej nie zatrzymywał, to chyba mogła iść? Była godzina 15:23, co oznaczało, że miała siedem minut na stawienie się w domu.
Po zjedzeniu obiadu i wytłumaczeniu się mamie, Olivia wykręciła numer Natha. Już nie mogła się doczekać, żeby usłyszeć jego opanowany głos. Po czterech sygnałach, rozległo się:
- Hej nieznajoma!
- Wiem, obiecywałam ci że przyjdę! Przepraszam, naprawdę! Zatrzymał mnie nowy, wścibski nauczyciel, któremu pierwszego dnia zaszłam za skórę.
- Nie ma mnie parę dni, a ty już szalejesz. Hola, hola maleńka!
Uśmiechnęła się do słuchawki, słysząc jego słowa. Zawsze nazywał ją żartobliwie "maleńka", chociaż wiedział, że tego nie lubiła.
- Pytała się o ciebie twoja dziewczyna.
- Która? Bo wiesz, mam dużo dziewczyn: Samara, Vivian, Jessica, Sarah... - zaczął wymieniać pół szkoły.
W ubiegłych latach, był z niego niezły casanova. Jak wiadomo, dobre czasy się skończyły i nadeszła szara rzeczywistość.
- Shantel. - wycedziła niezadowolonym tonem.
- To ona jeszcze istnieje?! - zbulwersował się chłopak, podwyższając ton głosu.
- Najwyraźniej... Najwyraźniej...
______________________________________________________
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału... Według mnie, nic ciekawego się w nim nie wydarzyło. Ale po dłuższym zastanowieniu, doszłam do wniosku, że nie w każdej części musi być akcja.
Obiecuję wam, że w najbliższym czasie dowiemy się czegoś więcej.
Chciałabym, żebyście zwrócili uwagę na profesora Tamera. Może sporo namieszać w życiu bohaterów.
KOMENTARZE = MOTYWACJA
(Odwdzięczam się za każde, miłe słowa)